niedziela, 24 lutego 2013

Wciąż nadchodzisz, choć od zawsze jesteś

A kiedy przyjdziesz, obym nie spał
Bo nagrody ujrzeć nie zdołam.
Żaden cień blasku Twego nie przyćmi
— czy ja miłości warunkom podołam?

Wszak gdy mnie miłowania wodospadem
Przygnieciesz, zadusisz pianą przeogromnej
Dobroci — jakżeż nie utonę, nie zaniknę
W Tobie bez pamięci, bez końca…

Ocuć zemdlałego, wlej w wysuszone gardło
Rozkoszy Twych warg, przytul sercem Twym
Rozedrganym tęsknotą. Gdzieżeż jeszcze taka
Muzyka, tak smętnie by gwiazdy z nieba
zrzucała?

Jam nagi bez Ciebie, w pojedynkę nieistotny.
Dla takiej błahostki zerwałaś cumy, pomknęłaś
W świat tak okrutny, tak zazdrosny, bezlitośnie
Nieprzyjazny i zawistny — bo przegrany Twoim
brakiem.

Tak — to horyzont, lecz już się nie boję
Tyś we mnie i obok — więc do końca dostoję…

2003.03.05 Rozgarty

sobota, 23 lutego 2013

Dla A.

O świtaniu, w blasku perełek rosy
Słońce nieśmiało po drzewach przemyka,
W kielichy kwiatów promykami puka.
Budzi się dzień, ten kolejny.

Już gwiazdy gasną, bledną im lica
Lecz cóż gdy wokół tak cudna okolica
Wiatru poszum, wody szemranie
Na długo w pamięci mej pozostanie.

Zieleń soczysta nektarem dla oczu
Ptasie trele najpiękniejszą melodią
A gdzie zagadki rozwiązanie —
Takiż piękny ten świat,
Dlaczego ?

Marzeń niespełnionych worek ukryty,
Bo choć zdobyte gór szczyty,
Żal gdzieś pozostał nieutulony.
Czegoś zabrakło, tegom świadomy.

1994.09.22 Toruń

Wyjątki z pamiętnika — problemat nr 1

Ktoś mi kiedyś powiedział, że lepiej spod
przymrużonych powiek nieco lękliwie spoglądać
w przyszłość, aniżeli z szeroko otwartymi
oczami, śmiało oglądać się za siebie, w przeszłość.

Tak jak zapewne i Ty byś postąpił, obruszyłem się może trochę na zapas, jeszcze nie wiedząc, czy naprawdę właśnie tak to odbieram.

Mijały wszelako lata, niektóre z nich pozostawiały wrażenie, jakby trwały nie rok wcale, a co najmniej trzy lata. Inne przeciwnie — z trudem przypominałem sobie jakiekolwiek wydarzenia osadzone w tamtym konkretnym czasie. Stale otaczali mnie ludzie; lecz raczej tak, jak na ulicy — gdy owszem, tłum niemały, ale ludzie jedynie mnie mijają, czasami może potrącają, ale i to zazwyczaj niechcący. Czasami czułem się wręcz tak, jakbym w jakiś niepojęty sposób dostał się do jakiegoś filmu — zamiast być jego widzem, stając się jednym z jego bohaterów. Przy czym, bohaterem-nieudacznikiem, pomyłkowo zwerbowanym do obsady.

I tak obijając się o te wszystkie dni życia, napotykając na swej drodze rozliczne przeszkody, bariery czasem tak wielkie, iż nawet obejść je było nieludzko trudno, napotykając nieliczne okruchy życzliwości ze strony bliźniego, znalazłem w stercie papierzysk tę małą karteczkę. „… lepiej spod przymrużonych powiek …”; nawet nie poczułem łzy toczącej się po policzku; tyle lat minęło, a tamte proste słowa wciąż tak aktualne, teraz już nie mam co do tego żadnych wątpliwości. To żaden heroizm rozpamiętywać dni przeszłe, podsycać dumę tymi wspaniałymi, wielkodusznie przymykać oko na tamte (chyba nieliczne, prawda?!) życiowe wpadki i nie­po­wo­dze­nia. Ileż odwagi trzeba, by choć lękliwie zerknąć w drugą stronę, spróbować objąć planami nie dzisiejsze popołudnie, przy ciepłej herbatce, ale całe lata naprzód. Wykrzesać z siebie choć tę odrobinę męstwa, by podjąć próbę ich realizacji, by później — po latach — owszem, spojrzeć ponownie wstecz, ale już z jakże odmiennej perspektywy. I tak jest niewątpliwie lepiej…

1997.10.16 Polana Sralówki (Gorce)

poniedziałek, 18 lutego 2013

Uśmiech, ten próg nadziei

A wystarczy prosty uśmiech
By mgła rozwiała swe zastępy,
By niebo obwieściło powrót Słońca
A człowiek uniósł głowę i spojrzał śmiało.

Jak to pięknie, gdy nadzieja kryje się
Otwarcie za każdym załomem, plącze się
Pod nogami, dopominając się o należne jej
Prawa. Potęga jaźni zmierzona ogromem
Natury rozbrzmiewa wówczas chórem
Stutysięcznym, milionowym, muzyką nieodgadnioną.
Widnokrąg już nie zdoła pomieścić
Natłoku zdarzeń, spraw do załatwienia
I serca słów ochotnego, rozpalonego żarem
Niezagasłym, potężniejącym.

A wystarczy prosty uśmiech
By niebo żywota rozpromienić,
By marzenia pomieszały się z rzeczywistym snem
A człowiek uniósł głowę i spojrzał śmiało.

1995.07.24 Morskie Oko

niedziela, 17 lutego 2013

Co jutro, już dziś — nie później!

Ach, pisać tak, szumieć słowem nieśmiałym,
Wśród gwaru żywota — bez końca!
Ośmielić, odniemówić te frazy
Co uległe czasu władzy, opadły
Na dno czary zwątpienia, przybite
Złomem bezwiedzy, bezczucia, słowem — 
— bezżycia…

Zaintonować pieśń serca poszumną
Odsłonić duszy obraz, z przestrachu
Falujący we wiatru pogardy i niezrozumienia
podmuchach…
Żyć, tętnić, tworzyć, nie usychać zbyt wcześnie,
Za młodu…!


1996.08.16 Polana Sralówki (Gorce)

Dziękując za już, prosząc o wciąż

Nim pamięć zatrze swe ślady,
Nim czas odepchnie to w dal,
A wspomnienia przykryją nowe ich złóż pokłady
I miękka materia uczuć przerodzi się w stal.

Póki wystarczy powieki duszy nieznacznie unieść
By dojrzeć świeżo wykute granity przeszłych dni,
Co ogrom swego blasku jeszcze wybrzmieć nie zdołały
A już pielgrzymi by tu dotrzeć, nie szczędzą swych stóp.

Śpieszmy tam razem, tłumnie rozbrzmiejmy swą obecność.
Syćmy swe oczy cudów widokiem, odciśniętym w skale,
Rozperlonym w błękicie żył potoków i morza skraju
Co użyźnia pustynię losu bytowania jałowego
I ból otula nawozem, co z kochania siły wytworzon
Bym nie zginął, nie obumarł, bym do obietnicy raju
Dotarł, mimo wichury losu, co smaga mą twarz.

Póki jeszcze wrażenia i pamięć są świeże,
Niezakrzepłe skorupy czasu osadem.
Póki kurz zdarzeń nie zaćmi, nie wygładzi
Ostrości odczuć, nie osłabi potęgi nadziei
I nie zagłuszy obietnicy szeptanej ustami przyszłości.


1998.03.13 Toruń

sobota, 16 lutego 2013

Deszcz, samotności mej łzy

Taki szum, a taka cisza przecież —
To tylko deszcz samotność swą rozbija
O niewzruszoną, nielitościwą ziemię.
Oto łzy moje skrywane, zwielokrotnione
Nieba echem, okrywają zieleń płaszczem
Smutku mego.

Taki lęk, a taki spokój przecież —
To tylko wiatr trwożliwymi podmuchami
Smaga beznamiętne, bezwspółczulne skały.
Oto strach mój, niepewnością jutra rozbudzany,
Rozprasza się wokoło, porażając okolicę widmem
Przestrachu mego.

Tak sączymy krople bólu naszego w glebę
Niewinną, coraz mniej pewni osuszenia pokładów
Tęsknoty posmutniałej, Słońca promieniami — nadziei
Posłańców nieulękłych, niestrudzonych w walce
Przeciw pustniejącej egzystencji, ociemniałym perspektywom
Pokrytego ran bliznami, niespokojnego żywota.

Czy to góry chmury gonią, czy to my karlejemy —
Jednako szczyty marzeń odlegleją, cienia nadziei
Szansy nie ostawiając w morenach rajskich lodowców,
Których radosny poblask beztroski pełznącego niespiesznie
Istnienia, już jutro miał się stać naszą codziennością.
W wędrówce powolnej po sam kres horyzontu zdarzeń,
Szczęśliwości których zrozumieć i docenić zapewne
Nigdy byśmy nie zdołali…

A wiatr bez ustanku smaga, deszcz tak często szumi,
Nasza trwoga tonie w smutku, któren posiadł
Tajemnicę niewysychającego źródła.
Kto z nas pierwej odejdzie w losu niepamięć,
Bez żalu…?


1998.06.12 Polana Sralówki (Gorce)

niedziela, 10 lutego 2013

Dokąd szumisz, wietrze mój miły?

Dokąd szumisz, wietrze mój miły?
Ptaki już wczoraj cię oznajmiły,
Nim rozpocząłeś pokaz swój o świtaniu.
Każdy wszak marzy o takim powitaniu.

Komuż płaczesz, deszczu mój miły?
Za tobą kwiaty już wczoraj tęskniły,
Nim potańcówkę z chmurami dziś zaczynałeś
Hymn memu światu już odśpiewałeś.

Dokąd mroczysz, zmroku mój miły?
Z tobąż te sny co się wczoraj spóźniły?
Nim Słońca promień ostatni otoczysz
Powiedz — jakimż mnie życiem jutro
zaskoczysz?


1996.08.19 Polana Sralówki (Gorce)