sobota, 16 lutego 2013

Deszcz, samotności mej łzy

Taki szum, a taka cisza przecież —
To tylko deszcz samotność swą rozbija
O niewzruszoną, nielitościwą ziemię.
Oto łzy moje skrywane, zwielokrotnione
Nieba echem, okrywają zieleń płaszczem
Smutku mego.

Taki lęk, a taki spokój przecież —
To tylko wiatr trwożliwymi podmuchami
Smaga beznamiętne, bezwspółczulne skały.
Oto strach mój, niepewnością jutra rozbudzany,
Rozprasza się wokoło, porażając okolicę widmem
Przestrachu mego.

Tak sączymy krople bólu naszego w glebę
Niewinną, coraz mniej pewni osuszenia pokładów
Tęsknoty posmutniałej, Słońca promieniami — nadziei
Posłańców nieulękłych, niestrudzonych w walce
Przeciw pustniejącej egzystencji, ociemniałym perspektywom
Pokrytego ran bliznami, niespokojnego żywota.

Czy to góry chmury gonią, czy to my karlejemy —
Jednako szczyty marzeń odlegleją, cienia nadziei
Szansy nie ostawiając w morenach rajskich lodowców,
Których radosny poblask beztroski pełznącego niespiesznie
Istnienia, już jutro miał się stać naszą codziennością.
W wędrówce powolnej po sam kres horyzontu zdarzeń,
Szczęśliwości których zrozumieć i docenić zapewne
Nigdy byśmy nie zdołali…

A wiatr bez ustanku smaga, deszcz tak często szumi,
Nasza trwoga tonie w smutku, któren posiadł
Tajemnicę niewysychającego źródła.
Kto z nas pierwej odejdzie w losu niepamięć,
Bez żalu…?


1998.06.12 Polana Sralówki (Gorce)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz