niedziela, 24 lutego 2013

Wciąż nadchodzisz, choć od zawsze jesteś

A kiedy przyjdziesz, obym nie spał
Bo nagrody ujrzeć nie zdołam.
Żaden cień blasku Twego nie przyćmi
— czy ja miłości warunkom podołam?

Wszak gdy mnie miłowania wodospadem
Przygnieciesz, zadusisz pianą przeogromnej
Dobroci — jakżeż nie utonę, nie zaniknę
W Tobie bez pamięci, bez końca…

Ocuć zemdlałego, wlej w wysuszone gardło
Rozkoszy Twych warg, przytul sercem Twym
Rozedrganym tęsknotą. Gdzieżeż jeszcze taka
Muzyka, tak smętnie by gwiazdy z nieba
zrzucała?

Jam nagi bez Ciebie, w pojedynkę nieistotny.
Dla takiej błahostki zerwałaś cumy, pomknęłaś
W świat tak okrutny, tak zazdrosny, bezlitośnie
Nieprzyjazny i zawistny — bo przegrany Twoim
brakiem.

Tak — to horyzont, lecz już się nie boję
Tyś we mnie i obok — więc do końca dostoję…

2003.03.05 Rozgarty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz